sobota, 26 października 2013

Maraton Rowerowy Dookoła Polski - Etap czwarty

Etap czwarty

Jastrzębie Zdrój - Zgorzelec (490km)
Zaczęło się jakoś nudno. Trasa przez Śląsk była monotonna. Mijam kolejne miejscowości wspominając Maraton w Radlinie, w którym kilka lat temu miałem okazję wystartować. Doskwiera mi samotność. Przed Nysą monotonia sięga zenitu. Trasa jest płaska, krajobraz niezmienny. W Złotym Stoku, gdzie powoli zapada zmierzch dogania mniej Wojtek. Chwilę jedziemy razem ale nie mam szans utrzymać jego tempa. Znów czeka mnie samotna noc w górach. Przynajmniej nie będzie tak nudno. 
Kolejne 100 km. to w większości podjazd. Przed Międzylesiem ślad GPSowy, z którego korzystam każe mi skręcić do... gospodarstwa. Przeciskam się więc wąskim przesmykiem zastawionym przez traktor i zatrzymuje mnie barierka. Szczekanie psa skłania mnie do odwrotu. Decyduję się na jazdę objazdem. Nadkładam kilka kilometrów ale zamiast błądzić jadę płaską i równą drogą.
Apropos równej drogi - za Międzylesiem zaczęło się coś co drogi nie przypominało. Jest tam tyle dziur, że z rzadka trafia się asfalt. Nie mogę pokonywać podjazdów na stojąco, ponieważ tylne koło grzęźnie w żwirze. Miejscami na asfalcie rośnie... trawa. Na szczęście wraz ze zjazdem zaczyna się nowa nawierzchnia. Jest stromo, z łatwością przekraczam 70km/h. Na drodze nie ma żadnych innych pojazdów, co pozwala wykorzystywać całą szerokość jezdni. Za jednym z zakrętów czeka mnie niespodzianka - stado saren. Zwierzaki całkowicie zablokowały przejazd. Oślepione lampą roweru uciekły dosłownie w ostatniej chwili.
W dalszej części zjazdu trasa MRDP pokrywa się z trasą któregoś z Supermaratonów. Na asfalcie narysowane są ostrzeżenia przed niebezpiecznymi miejscami, zaznaczone też są kierunki zakrętów, a nawet pojawiają się wielkie napisy "hamuj" informujące gdzie trzeba zwolnić. Fajne doświadczenie. Dodatkowo malunki na jezdni zachęcają do agresywniejszej jazdy. Na jednym z mocniejszych dohamowań w głowie pojawiła się myśl: kiedy ostatnio zmieniałem linki hamulcowe. Chyba dawno. Od razu zacząłem jechać spokojniej, zostawiając więcej miejsca na hamowanie.
Świt zastaje mnie w Górach Stołowych. Tradycyjnie pojawia się też poranna senność. Walczyłem dzielnie, jednak poddaję się w najgorszym miejscu - przed zjazdem. Po 15 minutach odpoczynku jest przeraźliwie zimno. Zjeżdżam bardzo wolno, żeby nie zamarznąć totalnie. W pewnym momencie zsiadam z roweru lecz nawet szybki marsz nie jest w stanie mnie rozgrzać.
Dalsza część trasy tego dnia mija całkiem szybko. W sumie to niewiele z niej pamiętam. Właściwie to mogę przypomnieć sobie tylko przejazd przez Chełmsko Śląskie. Miasteczko ma bardzo ciekawą zabudowę. Odsyłam do wujka Google po szczegóły.
Gdzieś przed Szklarską Porębą zatrzymuję się na obiad. Zbieram siły przed największym na trasie podjazdem, którego szczytem jest Zakręt Śmierci. Odcinek ten nie przysporzył mi większych trudności. Pokonałem góry!
W Świeradowie zatrzymałem się na kawę, zrobiłem też zakupy jedzenia na dalszą podróż. Byłem w całkiem dobrym nastroju. Jedynie doskwierała mi samotność. Przez moment miałem wrażenie jakby wiatr wiał mi w plecy. Gnałem co sił dziurawymi drogami w stronę Zgorzelca. W jednej ze wsi musiałem zapytać o drogę. Tu spotkała mnie bardzo miła sytuacja. Zagadałem siedzącą na przystanku młodzież. Obawiałem się, że to jakieś gimbusy, od których nie wiele się dowiem. Było dokładnie odwrotnie. Zostało mi dokładnie wytłumaczone jak jechać. Przy okazji, ktoś zapytał, czy bardzo daleko jadę, skoro mam ze sobą mapę całej Polski. Gdy odpowiedziałem poczułem prawdziwie uznanie. Takie momenty bardzo pomagają kolarzowi, który musi walczyć z trasą, ze sobą i z samotnością. Jeśli czyta to ktoś kogo wtedy spotkałem - dziękuję za pomoc. Pomogliście mi bardziej niż się Wam wydaje.
Wieczorem docieram do Zgorzelca. W planie mam jeszcze 100 km jazdy do noclegu. Okazuje się jednak, że wyczerpałem drugi akumulator do lampy. Chyba za wcześnie odłączyłem go od ładowania. Brak światła zmusza mnie do przedwczesnego noclegu. To już czwarty i ostatni dłuższy odpoczynek na trasie. Do mety zostaje 800 km i 2 i pół dnia na jazdę. Wydaje się, że jest duży zapas czasu. Jednak rzeczywistość to zweryfikuje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz